Chorwacja 2015 - czy ktoś jeszcze pamięta ?

Chorwacja 2015

tl_files/kanajacht/galeria.png







                   Zawsze relacja była tak zaraz po, na gorąco, kiedy jeszcze wszystkie wspomnienia żywe i „przed oczami”. Tym razem trochę inaczej, może mniej szczegółów, może mniej dokładnie, tak na ukojenie trochę rozbudzonej tęsknoty za żaglami, takie przebłyski zdarzeń, osób, sytuacji. Właśnie topią się resztki śniegu, wieje ciepły wiatr w którym doszukuję się zapachu morza, a tłukące się flagi reklamowe o maszty przed galeriami - jak zamykam oczy - coraz bardziej przypominają odgłos uderzających fałów o maszty jachtów.

 A ja przeglądam zdjęcia z naszego rejsu …
 

Piątkowy wieczór, parking na ul. Gumniska: jak zobaczyłem ilość prowiantu oraz bagaży; lekki strach – gdzie to wszystko się zmieści ? A to dopiero część : i nas, i bagaży; bo za godzinę przystanek Kraków żeby zabrać resztę załóg.

 

Udało się: 47 osób zapakowane, nic z bagaży nie zostało na parkingu, luki udało się domknąć, prowiantu nie trzeba było się pozbyć, nawet 8 gitar upchnięte bez połamania. Przed nami jakieś 1300 km do mariny Kastela. Na miejscu Jacka i Eli którzy czekają na nas już w Chorwacji wielkie pudło z softshellami klubowymi do rozdania podczas jazdy. 
A autobus … wesoły jak zawsze.
 
tl_files/kanajacht/Rejsy/chorwacja2015/Chorwacja-'15-2.gif
Kaštela ok. g. 15. Ciepło, wieje, wciąż wesoło. Jachty do odbioru u 3 różnych armatorów, tylko w ten sposób możliwe było wyczarterowanie takich samych jednostek z jednego portu. Tym razem Elany 434 Impression. Pięciu dzielnych Kapitanów: Ola, Artur, Karol, Rafał i Stasiu i oczywiście nie mniej dzielny Komandor przebrnęło przez formalności, odbiór jednostek, rozdzielenie prowiantu (to akurat zasługa Szczoty) i zamustrowanie załóg. Zmęczeni podróżą ok. g.20 udaliśmy się na zasłużony wieczorny odpoczynek. Czyli jakieś 10 min na prysznic a później pozostałe obowiązki: wzajemne wizytacje jachtów, chóralny test śpiewników szantowych i gitar, wielokrotne nawiązywanie nowych znajomości. I tak do 5 rano. Etykieta zobowiązuje, ciężkie jest życie żegarzy.
 
 

Dzień 2.

 

Kierunek Marina Frapa Rogoznica. Wieje słabo, jest słonecznie i ciepło. Powoli płyniemy w kierunku portu przeznaczenia.  Dla części osób to pierwszy raz w życiu na morzu, na jachcie. Wszystko nowe, inne, do tego dziwnie się nazywa a „tubylcy” chyba mówią w obcym języku. Na szczęście im później tym bardziej wiatr tężeje. Pod wieczór osiągnamy port docelowy.  Nocne zwiedzanie miasteczka oraz wizyta w jednej z setek portowych knajpek na degustację lokalnych specjałów. Aha – Rafał straszył ryby w akwarium na środku miasteczka – wydało się. A Justyna złapała taksówkę na powrocie – Jacka z taczkami. Wieczorne szanty i próba zdarcia gardeł.
 
Dzień 3.
 

tl_files/kanajacht/Rejsy/chorwacja2015/Chorwacja-'15-1.gif

Port docelowy Murter. Miało być wczesne wypłynięcie a skończyło się jak zazwyczaj. A dokładnie wszystko przez załogę Callide. I po co było nas wołać na ten basen ? Cóż Callide w potrzebie, Aventura poszła na ratunek, tym razem wpław i na leżaku. Lekkie opóźnienie w wypłynięciu. Pogoda ładna, płyniemy w 2 jachty obok siebie. Czas na zabawę pontonami. Rozumiem pociąg, rozumiem  wzajemne zalewanie się wodą, rozumiem nawet zbyt dużą liczbę osób w pontonie ale jak można było nas zostawić na środku morza w lekko już podtopionym pontonie ?! Powoli przygotowywaliśmy plan żywienia się surowymi, złapanymi rybami i gaszenia pragnienia deszczówką, już wypatrywaliśmy gdzie prąd morski poniesie nasz wątły stateczek a fale roztrzaskają go o ostre skały, gdy po 10 min samotnego dryfowania przypłynął Szczota i nas uratował. Traumatyczne przeżycia poskutkowały nową szantą. Noc złapała nas jeszcze na morzu. Staszka na Big Escobar złapała nawet mielizna, na szczęście piaszczysta więc bez przykrych konsekwencji. Żegluga coraz trudniejsza. Dokładna nawigacja pozwala ominąć w ciemności liczne małe wysepki oraz wypłycenia. Murter osiągnięty nocą.  Straty własne : Big Escobar musi szyć genue – zaczęła się rwać, jutro w porcie trzeba poszukać żaglowni a w naszej pojawiły się małe przetarcia.

 

Dzień 4.

 

Żegluga w kierunku zatoki Telašćica pełna wąskich cieślin i mijanych wysepek. Po drodze przystanek na popołudniowe nurkowanie. Wieczorem kotwicowisko w zatoce i kufel regeneracyjnego napoju w tawernie na brzegu.  Genua ma już kilka sporych pęknieć.


Dzień 5.
 
tl_files/kanajacht/Rejsy/chorwacja2015/Chorwacja-'15-3.gif

Słoneczny ranek wykorzystaliśmy na wycieczkę na klify. Robią wrażenie. Pionowe skały wbijające się pionowo w dno, jakby grodzące morzu dalsze wdzieranie się w kierunku lądu. Później spacer nad słone jezioro na wyspie i powolna żegluga archipelagiem Kornati do portu Piškera. Genua zwinięta i nie przyznajemy się że posiadamy.  Pogoda coraz gorsza. Kornati jak zawsze piękne mimo swojej surowości. W końcu to „Księżycowy archipelag”. Karol i załoga Frigg szuka kotwicy – na dnie, się zaklinowała więc powtórka z nurkowania, tylko trochę głębiej. Uratowana (kotwica) nie okazała wdzięczności niestety; może nie próbował z nią „usta usta” Karol ? W marinie tłok. Zdążyliśmy zacumować przed samym początkiem ulewy.  Burza nie przeszkodziła - wieczorne szanty cykliczne.


Dzień 6.
 

Żegnamy Kornati i kierujemy się na południe. Wciąż pada, lecz w miarę ubywania mil do celu pogoda poprawia się. Wieje słabo. Plan na nocleg – kotwicowisko Primosten. A wieczorem … większość naszej załogi podsumowała by wieczór dwoma słowami „Jean Pierr” a załógi Calide i Frigg „Ciocia Asia” – (Ciocię pozdrawiamy) . Pewnie reszta umknęła z pamięci. A było zwiedzanie Primosten i kolacja w kilka załóg w porcie i piesza rundka dokoła całego półwyspu połączona z zakupami pamiątek.


Dzień 7.
  

Coraz smutniejsze miny zwiastują coraz bliższy koniec rejsu. Kierunek Kaštela. Wieje słabo. Po drodze jeszcze tankowanie paliwa przed zdaniem jednostki. Tłok przy dystrybutorze w Rogoźnicy. Prawie godzinna „gra w berka” w zatoczce przed stacją benzynową z pozostałymi jachtami wciąż dopływającymi po paliwo. Ostatni odcinek do portu macierzystego. Późniejszy opis genuy w protokole odbioru jednostki : Genua damaged. Zdawanie jednostek i dyskusja z armatorem o losie żagla z naszej jednostki oraz Callide, bo też uszkodzony. A w zasadzie o losie naszej pozostawionej kaucji. Jak nas nie „złupią” będzie na kolacje pożegnalną. Udało się. Wspólnie z Olą i Jackiem negocujemy koszt uszkodzeń, zbiliśmy kwotę rekompensaty do 100 eu.  Czas na organizacje kolacji. Zaprawieni w negocjacjach, targujemy się z taksówkarzami co do transportu do oddalonej o kilka kilometrów restauracji a później z szefem knajpy co do kosztów kolacji. Udało się wszystko dopiąć. Wracamy z tarczą przekazać wszystkim o przygotowanej niespodziance na zakończenie rejsu. Taksówki podstawione na 21. Wciąż nie ma jednej jednostki – Big Escobar. Kolacja udana. Pierwszy toast za śp.Tomka. Miał pożeglować z nami. A nocą … nocą port nie zasypia.


Dzień 8

 

Wracamy Frown.


Bardzo, bardzo, bardzo wszystkim dziękuje za udział resie.
 

tl_files/kanajacht/Rejsy/chorwacja2015/Chorwacja-'15-4.gif

Przyznaje, że początkowa ilość chętnych lekko mnie przeraziła, rozroślismy się w siłę. Ale było warto. Mam nadzieję, że uważacie tak samo a po rejsie pozostała Wam moc pozytywnych wrażeń i rozbudona wyobraźnia na kolejne żeglarskie przygody. Dziękuje za Wasze zaangażowanie, codzienną prace żeglarską wykonywaną podczas żeglugi oraz tą równie wyczerpującą w portach. Przepraszam za ew. niedociągnięcia które się pojawiły i mam nadzieję, że będą tylko nauką na nastepne rejsy - będzie tylko lepiej. Cieszę się, że pomyślnie i bez strat własnych dotarliśmy do portu końcowego. Mam nadzieję, że ta relacja choć powstała z lekkim opóźnieniem to jak nadchodząca wiosna rozbudzi Wasz apetyt na kolejną żeglarską przygodę.

 

Szczególne podziękowania dla sterników: Oli, Artura, Karola, Sztaszka i Rafała którzy starali się to byśmy co dzień cało i bezpiecznie dotarli do portu przeznaczenia. Arturowi dodatkowo za funkcje szalonego kierowcy autokaru.

 

Osobne podziękowania tym którzy wspierali mnie organizacyjnie: Krzyśkowi, Rafałowi, Karolowi i Oli która nadzorowała wszystkie etapy organizacji rejsu.

 

Mam nadzieję, że już niebawem bo tylko za troche ponad 6 miesięcy spotkamy się znowu na kolejnej edycji rejsu Kana jacht Chorwacja 2016.

pozdrawiam

Robert

Komandor Kana Jacht  

Wróć